Zachęcona kolorowymi kadrami, piękną muzyką i dość śmiesznymi scenami, postanowiłam wybrać się na długo wyczekiwany przeze mnie seans Coco do Cinema City. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale moja dość wysoko postawiona poprzeczka co do bajek przypominała mi, że byle co z nóg mnie nie zwali.
Głównym bohaterem bajki jest Miguel. Nastoletni chłopiec z dużej meksykańskiej rodziny, w której od lat produkuje się buty. Jemu marzy się jednak pójść w ślady wielkiego muzyka Ernesta de la Cruza, co jest całkowicie niezgodne z przekonaniami, które próbują narzucić mu bliscy. Całkowity rodzinny zakaz muzyki sprawia, że Miguel postanawia uciec i udowodnić wszystkim, że posiada niemały talent do śpiewu i gry na gitarze. Próbując dostać się na konkurs, kradnie gitarę z cmentarnej świątyni i wtedy zaczyna się najważniejsza część historii - podróż po kolorowej Krainie Umarłych.
Bajka w sposób piękny i delikatny ukazuje bardzo poważne tematy. Jest to seans nie tylko dla dzieci, ale zdecydowanie również dla osób starszych. Uświadamia nam, że w drodze do celu nie wolno zapominać nam o bliskich, ani o samym sobie. Pokazuje rodzicom, że nie należy stawiać dzieciom wielkich zakazów i wyznaczać im ścieżki życia. Trzeba być przy nich, wspierać, pomagać i tłumaczyć. Od starszych możemy się nauczyć wiele, ale nie możemy zapominać, że sami byliśmy kiedyś dziećmi i popełnialiśmy błędy.
Muzyka, która towarzyszy nam przez całą bajkę, idealnie łączy się ze wszystkimi wydarzeniami i pcha nas w głąb historii. Zakończenie jest zaskakujące i naprawdę wzrusza. U mnie nie obyło się bez chusteczek, a po przyjściu do domu długo myślałam o tym co zobaczyłam. Warto też wspomnieć o cudownym skarbie, jakim jest rodzina. Mimo, że każdy z nas stara się odwiedzać bliskich i wspominać zmarłych, często w biegu zdarza nam się o tym zapominać. Ta bajka naprawę składnia do refleksji i obiecuję Wam, że już nigdy nie spojrzycie tak samo na fotografie rodzinne, gdzie pojawiły się osoby, które już dawno od nas odeszły.
Jeśli jeszcze uda Wam się trafić na Coco w kinach, koniecznie musicie to zobaczyć! Polecam wybrać się oczywiście całą rodzinką, ponieważ każdy na tym skorzysta :)
A na koniec jeszcze wspomnę o zdobieniu. Różowy lakier to Douglas 16 - Rosa bonheur, którego znalazłam w tegorocznym kalendarzu adwentowym. Pięknie kryje i ma naprawdę soczysty kolor. Zdobienie ręczne, wykonane farbkami akrylowymi i utwardzone topem Sally Hansen Insta-Dry.
Mam nadzieję, że takie połączenie zdobienia z krótką recenzją Wam się spodoba. I zachęcę Was tym samym do tego jak dla mnie dzieła minionego roku 2017.
Post nie jest sponsorowany.
Śliczne ;)
OdpowiedzUsuńZdobienie bardzo kolorowe :) Zwiastun bajki widziałam, ale nie oglądałam całej. Chętnie bym obejrzała :)
OdpowiedzUsuńOryginalne :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga o paznokciach https://mylovelylnails.blogspot.com
pięknie kolorowo.... :) zapachniało wakacjami :)
OdpowiedzUsuńAle optymistyczne, kolorowe paznokcie :) Bajki nie oglądałam, ale dodaję ją do listy 'do obejrzenia' ;)
OdpowiedzUsuń