Wczoraj był u mnie Mikołaj, a konkretniej wysłannik Pierre René, który przyniósł mi naprawdę piękną przesyłkę! Znalazł się w niej m.in. tusz do rzęs, lakier do paznokcie, ale też nowości takie jak nudowa szminka i błyszczyk do ust. A jako, że z okazji Mikołaja wybierałam się z moim narzeczonym na miasto, w ruch poszły wszystkie nowości i tak oto dziś, zapraszam na łączoną recenzję z dość nietypową jak dla mnie propozycją makijażu.
Paleta już na wstępie urzekła mnie swoim opakowaniem. Czarne błyszczące tło, a z przodu lecący na saniach Mikołaj. No po prostu przepadłam! Niestety okazało się, że jest to wyłącznie edycja limitowana, które nie będzie dostępna w sklepie, ale...
Opakowanie składa się z dwóch części, które łączą się ze sobą za pomocą małych magnesików. W środku znajduje się długa, dwustronna pacynka i dziesięć cieni. Dokładnie takie samo ustawienie ma ta paleta Pierre René, którą w pełni możecie skomponować sami (link). Kupujecie opakowanie, a później wybieracie każdy cień osobno (link). Możecie skomponować taką samą paletkę jak na zdjęciu lub coś jeszcze bardziej pod siebie. To idealne rozwiązanie dla osób, które nigdy nie potrafiły zdecydować się na zrobione już propozycje. Bo albo kolorystyka nie ta, albo za dużo błysku, lub brak cieni podstawowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu, może być po prostu idealnie.
Numerki Cienie, które moim zdaniem są najbardziej zbliżone do tych zamieszczonych w palecie ↓ Sprawdzałam je na stronie, ale najlepiej i tak podejść na stoisko Pierre René i tam ocenić, w których będziemy najczęściej chodzić.
- błyszcząca biel #91
- nude #48
- czerwień/wino #106 #101
- koral #104 #105
- czarny #69
- brąz jasny #47
- brąz ciemny #03
- złoto #18 #59 #61
Paleta świąteczna jest pełna. Wykonamy nią spokojnie makijaże dzienne, jak i bazę do czegoś mocniejszego. Cień kremowy, idealny do nałożenia na łuk brwiowy. Dwa brązy, którymi 'wykonturujemy' powiekę, a jednym z nich nawet możemy podkreślić brwi. Czysta czerń, do przyciemnienia linii przy rzęsach i coś jasnego do kącika oka. Dodatkowo, tak jak na okres świąteczny przystało, nie mogło zabraknąć tu czerwieni i złota. Jedna czerwień matowa, bardziej jasna, koralowa i coś mocniejszego z drobinkami. Odcieni złota, albo po prostu błyskotek jest aż trzy i to moim zdaniem jedyny minus jeśli chodzi o dobór kolorystyczny. Spokojnie zamiast dwóch z nich mogły pojawić się inne odcienie brązów lub jakaś ciemno-zielona propozycja.
Jakość cieni jest w porządku. Nie ma tu jakieś świetnej pigmentacji, ale spokojnie możemy wydobyć i pogłębiać dany kolor. Wszystkie cienie matowe mocno się sypią, dlatego trzeba pamiętać o strzepaniu resztek z pędzla. Błyskotki najlepiej nakładać na klejącą bazę lub po prostu palcem.
Opakowanie składa się z dwóch części, które łączą się ze sobą za pomocą małych magnesików. W środku znajduje się długa, dwustronna pacynka i dziesięć cieni. Dokładnie takie samo ustawienie ma ta paleta Pierre René, którą w pełni możecie skomponować sami (link). Kupujecie opakowanie, a później wybieracie każdy cień osobno (link). Możecie skomponować taką samą paletkę jak na zdjęciu lub coś jeszcze bardziej pod siebie. To idealne rozwiązanie dla osób, które nigdy nie potrafiły zdecydować się na zrobione już propozycje. Bo albo kolorystyka nie ta, albo za dużo błysku, lub brak cieni podstawowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu, może być po prostu idealnie.
Numerki Cienie, które moim zdaniem są najbardziej zbliżone do tych zamieszczonych w palecie ↓ Sprawdzałam je na stronie, ale najlepiej i tak podejść na stoisko Pierre René i tam ocenić, w których będziemy najczęściej chodzić.
- błyszcząca biel #91
- nude #48
- czerwień/wino #106 #101
- koral #104 #105
- czarny #69
- brąz jasny #47
- brąz ciemny #03
- złoto #18 #59 #61
Paleta świąteczna jest pełna. Wykonamy nią spokojnie makijaże dzienne, jak i bazę do czegoś mocniejszego. Cień kremowy, idealny do nałożenia na łuk brwiowy. Dwa brązy, którymi 'wykonturujemy' powiekę, a jednym z nich nawet możemy podkreślić brwi. Czysta czerń, do przyciemnienia linii przy rzęsach i coś jasnego do kącika oka. Dodatkowo, tak jak na okres świąteczny przystało, nie mogło zabraknąć tu czerwieni i złota. Jedna czerwień matowa, bardziej jasna, koralowa i coś mocniejszego z drobinkami. Odcieni złota, albo po prostu błyskotek jest aż trzy i to moim zdaniem jedyny minus jeśli chodzi o dobór kolorystyczny. Spokojnie zamiast dwóch z nich mogły pojawić się inne odcienie brązów lub jakaś ciemno-zielona propozycja.
Jakość cieni jest w porządku. Nie ma tu jakieś świetnej pigmentacji, ale spokojnie możemy wydobyć i pogłębiać dany kolor. Wszystkie cienie matowe mocno się sypią, dlatego trzeba pamiętać o strzepaniu resztek z pędzla. Błyskotki najlepiej nakładać na klejącą bazę lub po prostu palcem.
Jeśli chodzi o usta, to marka wypuściła w ostatnim czasie kolekcję czterech bardzo delikatnych pomadek z serii Royal. Wykończenie nie jest to końca matowe powiedziałbym, że to taka bardziej satyna. Nie czuć dyskomfortu na ustach, ale też pomadka nie jest zbyt długotrwała. No ale wiadomo coś za coś. Ja posiadam numerek 39 i muszę przyznać, że podoba mi się najbardziej z całej nowej czwórki. Ma w sobie różowe tony co bardzo pasuje do mojego typu urody. Na zdjęciach, które widzicie mam go w połączeniu z błyszczykiem Cover Gloss No 02 Creme d'Nude. Nałożyłam go ponieważ lubię czasami trochę więcej błysku. Ten produkt bardzo mi się podoba. Zdecydowanie bardziej niż pomadka, ponieważ kompletnie nie czuję go na ustach. Ma przyjemną, nieklejącą konsystencję i lekkie, ciepłe zabarwienie. W połączeniu z pomadką prezentował się bardzo dobrze i całość trzymała mi się do pierwszego jedzenia. Zjadała się jednak bardzo ładnie.
W paczce znalazł się też czerwony lakier z serii niehybrydowej. Niestety jego krycie po dwóch warstwach jest wciąż niezadowalające. Ma słabą pigmentację i za wodnistą jak dla mnie konsystencję. Kolor jest natomiast bardzo ładny, żywy i kojarzący się ze świętami. Tak więc niestety nie polecam akuratnie tego koloru, ponieważ w drogeriach można znaleźć o wiele lepiej kryjące mocne czerwienie.
Zapomniałam jeszcze wspomnieć o pigmentach! Cudowne kolory zamknięte w malutkich pojemniczkach, które starczą do wykonania mnóstwa bajkowych makijaży. Ja posiadam kolory 13 oraz 16. Pierwszy miedziany, bardzo mocno odbijający światło i dość ciepły. Drugi żółto-złoty z zielonkawą poświatą. Niestety na zdjęciu nie udało mi się oddać tego jak piękną taflę tworzą, bo światło za mocno się od nich odbiło. Musicie jednak wierzyć na słowo, że takie pigmenty to kropka nad i każdego makijażu. To one sprawią, że stanie się niepowtarzalny i na pewno przykuje wzrok innych.
W makijażu dziś ostro poszalałam, bo zdecydowanie nieczęsto sięgam po odcienie czerwieni. Bardzo gryzą się z moimi żółtymi oczami, ale co tam! Mikołaj był więc mogłam się trochę do niego upodobnić :D
Na całą górną powiekę nałożyłam jasny brązowy cień. Następnie przyciemniłam kącik oraz załamanie ciemnym brązem i trochę podjechałam dolną powieką. Dodałam koralową czerwień, a w wewnętrznym kąciku poszalałam z błyszczącym burgundo-różem. Ah te moje określenia kolorów ^^ Całość wyszła bardzo nie w moim stylu, ale za to właśnie kocham makijaż. Można poszaleń z kolorami, które nie do końca się dla nas nadają. Trzeba sprawdzać, testować, tworzyć i nie dziwić się jak coś czasami nie wyjdzie. A często właśnie z takich nietypowych połączeń wychodzą rzeczy świetne.
Na ustach tak jak wspominałam wyżej, połączenie jasnej pomadki z kremowym błyszczykiem. Bardzo mój kolor, po który będę sięgać szczególnie wiosną!
Ładna ta paletka! I fajny makijaż Ci wyszedł, ładny ten eksperyment z czerwienią :) A szminki Royal uwielbiam, są dla mnie idealne! Mam trzy kolory obecnie i bardzo często po nie sięgam, bo noszą się super komfortowo ♥
OdpowiedzUsuńRewelacyjne zdjęcia! Aż nie mogę od nich wzroku oderwać ;) Od razu człowiek się inspiruje ;) Kosmetyki Pierre Rene miałam, ale wszystkie poleciały w świat.
OdpowiedzUsuńpodoba mi się kolorystyka cieni, kolory trafnie dobrane :)
OdpowiedzUsuń